Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Czw 14:55, 21 Mar 2013    Temat postu:

Przygotowania do wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, a także do spotkania w tym samym miejscu premierów Donalda Tuska i Władimira Putina, trwały kilka miesięcy.

Prowadzona przez polski rząd i rosyjską ambasadę gra dyplomatyczna, której świadkowie ponieśli w większości śmierć w katastrofie smoleńskiej, obliczona była wyraźnie na rozdzielenie obu wizyt i obniżenie rangi delegacji prezydenta. Niestety, wszystko wskazuje na to, że kluczowe uzgodnienia zapadały w rozmowach nieformalnych – niewielkie są więc szanse, że kiedykolwiek poznamy ich treść.

Pod batutą ambasadora Grinina

Według rzecznika polskiego rządu Pawła Grasia o wspólnych polsko-rosyjskich uroczystościach katyńskich po raz pierwszy mówiono na wysokim szczeblu już 1 września 2009 r. w Sopocie. Donald Tusk i Władimir Putin niespodziewanie udali się wówczas na półgodzinną rozmowę w cztery oczy na słynne sopockie molo (choć oficjalny plan przewidywał spotkanie w hotelu Sheraton).

Do sprawy uroczystości wrócono 6 grudnia 2009 r., gdy radca Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie Dmitrij Polianski poinformował, że w kwietniu 2010 r. w Kaliningradzie planowane jest spotkanie premierów Rosji i Polski. Żadnych szczegółów jednak nie podano. Z nieoficjalnych informacji wynikało tylko, że Tusk i Putin udadzą się być może z Kaliningradu do Katynia.
Taką możliwość zakładano, bo równolegle pod koniec 2009 r. ruszyły przygotowania do corocznych uroczystości ku czci Polaków zamordowanych w Katyniu. Organizatorem obchodów była Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa pod kierownictwem Andrzeja Przewoźnika, który zginął potem w katastrofie pod Smoleńskiem.

W uroczystościach 70. rocznicy ludobójstwa w Katyniu chciał oczywiście wziąć udział prezydent Lech Kaczyński. 27 stycznia 2010 r. podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik (również zginął w Smoleńsku) rozesłał pismo z informacją, że w kwietniu Lech Kaczyński planuje w Katyniu oddać hołd pomordowanym polskim oficerom. Dokument trafił do MSZ, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM), Ambasady RP w Moskwie i Adama Rotfelda (współprzewodniczącego Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych). Odpowiedzi Kancelaria Prezydenta się nie doczekała. W tym samym dniu Handzlik powiadomił listownie ambasadora Rosji w Polsce Władimira Grinina, że „Lech Kaczyński chciałby wspólnie z Prezydentem Federacji Rosyjskiej Dmitrijem Miedwiediewem pochylić się nad grobami polskich i rosyjskich ofiar, które spoczywają w Lesie Katyńskim”.

Dwa dni później Handzlik zwrócił się do sekretarza generalnego ROPWiM Andrzeja Przewoźnika z prośbą o przekazanie prezydentowi informacji na temat aktualnego stanu przygotowań do obchodów rocznicowych. Było już więc pewne, że Lech Kaczyński uda się na obchody – nie wiadomo było tylko, kiedy dokładnie one się odbędą.

W tym momencie uaktywniła się strona rosyjska. 3 lutego 2010 r. portal Onet.pl informował za rosyjską agencją Interfax: „Premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zaprosił prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska do wspólnego uczczenia pamięci ofiar Katynia. Uroczystości odbędą się w pierwszej połowie kwietnia 2010 r. – podała kancelaria Tuska w komunikacie. [...] Zaproszenie zostało przekazane w czasie rozmowy telefonicznej, do której doszło z inicjatywy strony rosyjskiej” .

Z drugiej strony Rosjanie – albo chcąc ośmieszyć Lecha Kaczyńskiego, albo wymusić na nim deklarację przylotu do Katynia w konkretnym terminie (lub jedno i drugie) – do 21 lutego udawali, że nic nie wiedzą o planach przylotu do Rosji Prezydenta RP. Władimir Grinin, ambasador rosyjski w Polsce, 20 lutego powiedział dziennikarzom wprost, że nie dostał pisma Mariusza Handzlika w tej sprawie. Dopiero gdy urzędnik Kancelarii Prezydenta zadeklarował, że dysponuje potwierdzeniem odbioru dokumentu przez rosyjską ambasadę w Warszawie, Rosjanie przyznali się do otrzymania listu. „Zadziwiające jest, że ambasador Grinin tymi swoimi słowami włącza się w sprawy wewnętrzne w Polsce. A to nie należy do jego obowiązków” – komentował w Radiu Zet podirytowany Aleksander Szczygło, ówczesny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. „To u nas, w kancelarii, spowodowało dużą nerwowość, bo o ile byliśmy przyzwyczajeni do tego, że jesteśmy poddawani atakowi ze strony mediów czy polityków Platformy Obywatelskiej, o tyle włączenie się ambasady rosyjskiej w ten spór było już czymś całkowicie niesłychanym” – opowiadał w filmie „Mgła” (reż. Maria Dłużewska, Joanna Lichocka) zastępca szefa kancelarii Lecha Kaczyńskiego, Jacek Sasin.

Nie ma cienia wątpliwości, że Grinin wykonywał rozkazy bezpośrednio otrzymane od Władimira Putina. Obaj znają się jeszcze z drugiej połowy lat 80. Gdy Putin był agentem KGB we wschodnioniemieckim Dreźnie, Grinin stał na czele sowieckiej ambasady w NRD. Wcześniej (1973–1980) Władimir Grinin był ambasadorem ZSRR w Republice Federalnej Niemiec. Ambasadą rosyjską w Polsce kierował od 2006 r. do lipca 2010 r. Obecnie pełni prestiżową funkcję ambasadora Rosji w Niemczech.

Jak ustalono datę 10 kwietnia

Data 10 kwietnia padła po raz pierwszy w oficjalnej korespondencji 23 lutego 2010 r., w piśmie Andrzeja Kremera, wiceministra spraw zagranicznych, do szefa Kancelarii Prezydenta, Władysława Stasiaka. „Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa organizuje w dniu 10 kwietnia 2010 r. wyjazd oficjalnej delegacji polskiej na coroczne uroczystości w Katyniu z okazji przypadającej w tym roku 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Do udziału zaproszeni są przedstawiciele środowisk rodzin katyńskich, duchowieństwa, Wojska Polskiego oraz innych grup społecznych i instytucji. Mając powyższe na uwadze, zwracam się do Pana Ministra z uprzejmą prośbą o ostateczne potwierdzenie gotowości Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej do uczestniczenia w tych uroczystościach i przewodniczenia delegacji polskiej. Ze względu na konieczność pilnego podjęcia szeregu przedsięwzięć logistycznych niezbędnych dla sprawnego zorganizowania wyjazdu delegacji, uprzejmie proszę Pana Ministra o niezwłoczne udzielenie odpowiedzi” – czytamy w dokumencie.

Oprócz Władysława Stasiaka list otrzymali wiceminister kultury Tomasz Merta, sekretarz generalny ROPWiM Andrzej Przewoźnik i szef kancelarii premiera Tomasz Arabski. Wszystkie wymienione tu osoby (także Andrzej Kremer) zginęły pod Smoleńskiem – wszystkie, oprócz Tomasza Arabskiego. Pismo z MSZ, powstałe prawdopodobnie na życzenie Radosława Sikorskiego, to wyraźna próba wymuszenia na Lechu Kaczyńskim oficjalnej deklaracji wylotu do Rosji 10 kwietnia.

Prezydent wstrzymywał się jednak z ostatecznym potwierdzeniem tej daty. 2 marca 2010 r. ówczesny Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski wysłał więc do Kancelarii Prezydenta pismo z prośbą o umożliwienie posłom skorzystania z wolnych miejsc w samolocie. Nie wiadomo oczywiście, czy zamiarem marszałka było oficjalne potwierdzenie przez Lecha Kaczyńskiego konkretnej daty wylotu, ale w piśmie datowanym na 5 marca 2010 r. taką deklarację otrzymał. „Z upoważnienia Pana Prezydenta RP pragnę poinformować, że na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej w dniu 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu Kancelaria Prezydenta RP organizuje przelot samolotu specjalnego” – czytamy w dokumencie podpisanym przez prezydenckiego urzędnika.

Wcześniej, 3 marca, dyrektor Zespołu Obsługi Organizacyjnej w Kancelarii Prezydenta Janusz Strużyna powiadomił Tomasza Arabskiego o „konieczności zabezpieczenia przelotów samolotem specjalnym Tu-154M” na trasach Warszawa–Smoleńsk i Smoleńsk–Warszawa. W dokumencie padła data 10 kwietnia 2010 r. i dokładne godziny wylotów.

W tym samym dniu polskie media podały, że uroczystości w Katyniu będą podzielone na dwie części: 7 kwietnia premier Tusk zobaczy się premierem Putinem, a 10 kwietnia hołd pomordowanym Polakom odda Lech Kaczyński.

Arabski sam na sam z Rosjanami

Donald Tusk od dłuższego czasu doskonale wiedział, że spotka się w Katyniu z Władimirem Putinem nie 10, a 7 kwietnia. Jak wynika z ujawnionych przez „Wprost” zeznań Agnieszki Wielowieyskiej, dyrektora Departamentu Spraw Zagranicznych kancelarii premiera – decyzja o podziale uroczystości zapadła już bowiem najwyżej kilka dni po rozmowie telefonicznej Tuska i Putina (która odbyła się 3 lutego 2010 r.). Jak już wspominaliśmy – prezydent Lech Kaczyński, formalnie pierwsza osoba w państwie, dowiedział się o tym dopiero na początku marca 2010 r.

Oficjalnym powodem rozdzielenia obchodów miały być plany Władimira Putina niepozwalające mu przybyć do Katynia 10 kwietnia 2010 r. „Ustalono, że 10 kwietnia 2010 r. pozostaje nadal aktualny jako termin obchodów centralnych, zaś 7 kwietnia będzie obejmował wizytę premiera Donalda Tuska z jej osobnym programem. W sumie w lutym 2010 r. organizacja tych dwóch wizyt niejako rozdzieliła się” – zeznała w prokuraturze Wielowieyska .

Główną rolę w przygotowaniu obu wyjazdów odegrało najbliższe otoczenie premiera Tuska. Tomasz Arabski, szef jego kancelarii, nie tylko na bieżąco miał wgląd do korespondencji między Kancelarią Prezydenta a MSZ, lecz prowadził także nieoficjalne lub półoficjalne rozmowy z Rosjanami. Najpierw – co opisaliśmy w „Gazecie Polskiej”, powołując się na naszych informatorów – spotkał się z przedstawicielami władz rosyjskich pod koniec stycznia 2010 r. . Notatkę z tego wyjazdu miała sporządzić Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Potem, 17 marca, Arabski odbył jeszcze bardziej chyba zagadkowe spotkanie w jednej z moskiewskich restauracji. Jak zeznał w prokuraturze towarzyszący mu funkcjonariusz BOR – szef kancelarii premiera rozmawiał z Rosjanami dwie godziny. Nietypowe miejsce spotkania jednoznacznie wskazuje, że rozmowy te nie miały charakteru oficjalnego.

Ponadto – jak ustaliliśmy – na spotkaniu w restauracji nie było nikogo z resortu spraw zagranicznych ani z Ambasady RP w Moskwie (MSZ oficjalnie potwierdziło nasze informacje). To bardzo dziwna sytuacja, biorąc pod uwagę, że Arabski miał tam omawiać sprawy organizacji wizyt 7 i 10 kwietnia w Katyniu. Dlaczego tak ważne kwestie szef kancelarii premiera postanowił podjąć indywidualnie czy też – mówiąc dobitniej – bez świadków? I kolejne pytanie: z kim spotkał się wysłannik Tuska?

Jak ujawniła w „Gazecie Polskiej” Anita Gargas, 17 marca 2010 r., o godz. 17, Arabski widział się z ministrem Jurijem Uszakowem – zastępcą szefa kancelarii Władimira Putina ds. zagranicznych, jednym z najbardziej zaufanych ludzi rosyjskiego premiera. Nie wiadomo jednak, czy do rozmowy doszło właśnie w moskiewskiej restauracji, czy wcześniej lub później w jakimś innym miejscu .
Pewne natomiast jest, że wyjazd Arabskiego do Moskwy uniemożliwił wizytę w Rosji Mariuszowi Handzlikowi z Kancelarii Prezydenta. Handzlik chciał sprawdzić, czy Rosjanie i urzędnicy polskiej ambasady są przygotowani na przyjęcie prezydenckiej delegacji. 16 marca wystosował więc pismo do MSZ, prosząc o pomoc w przeprowadzeniu wizyty. Tego samego dnia Ambasada RP w Moskwie, a dokładnie jej szef Jerzy Bahr, wysłał w trybie pilnym odpowiedź. „Uprzejmie informuję, że – jak właśnie mnie powiadomiono – w związku z aktualnymi przygotowaniami kwietniowych uroczystości katyńskich (delegacja z ministrem T. Arabskim oraz A. Kremerem 17–18 bm.) [...] nie jest możliwe zrealizowanie planowanych przez Pana Ministra spotkań w dniu 19 bm.” – czytamy w piśmie do Mariusza Handzlika.

„Wizyta Arabskiego zablokowała możliwość rozpoznania przez Kancelarię Prezydenta tego, co się naprawdę dzieje w związku z przygotowaniami do uroczystości w Katyniu. A pamiętajmy, że kancelaria Lecha Kaczyńskiego była od początku marca bardzo zaniepokojona nieoficjalnymi informacjami, jakie do niej docierały, m.in. o stanie lotniska w Smoleńsku” – mówił „Gazecie Polskiej” w grudniu 2010 r. Antoni Macierewicz.

Niskie loty „Araba”

Tomasz Arabski należy do najbardziej zaufanych osób premiera i do najważniejszych jego doradców. Szef PO prywatnie mówi o nim „Arab”.

Z dokumentów rządowych jednoznacznie wynika, że to właśnie Arabski był koordynatorem lotu rządowego samolotu Tu-154M do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r.

„Przewóz osób uprawnionych do korzystania z wojskowego specjalnego transportu lotniczego wykonują w ramach służby publicznej statki powietrzne jednostki wojskowej wyznaczonej przez Dowódcę Sił Powietrznych. […]. Koordynatorem realizacji Porozumienia jest Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów” – czytamy w dokumencie pt. „Porozumienie w sprawie wojskowego specjalnego transportu lotniczego”, podpisanym 18 lipca 2005 r.

Dalsza część porozumienia mówi, że to koordynator, czyli szef kancelarii premiera, sporządza zamówienie na wykorzystanie samolotu wojskowego, które przekazuje dowódcy Sił Powietrznych, dowódcy jednostki wojskowej wykonującej transport oraz szefowi Biura Ochrony Rządu.

Do instytucji korzystających z wojskowego transportu lotniczego, o których jest mowa we wspomnianym porozumieniu, należało zapewnienie we własnym zakresie wyposażenia pokładowego oraz wyżywienia – za wszystkie inne czynności był odpowiedzialny koordynator minister Tomasz Arabski.

Trzeba zaznaczyć, że Arabski odegrał główną rolę także w organizowaniu lotów Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska do Brukseli jesienią 2008 r. To właśnie wtedy doszło do gorszącego spektaklu medialnego, czyli publicznej odmowy udostępnienia rządowego samolotu Prezydentowi RP.

Przypomnijmy: 11 października 2008 r. minister Bogdan Klich ogłosił, że z powodu choroby pilota do Brukseli polecieć będzie mógł rządowym Tu-154 tylko premier.

Ponieważ gazety szybko zaczęły pisać o „przedszkolnym sporze o samolot”, dwa dni później doszło do spotkania prezydenta z premierem, na którym miano wypracować rozsądny konsensus: Tu-154 zabierze do Brukseli Donalda Tuska, a następnie wróci do Warszawy po Lecha Kaczyńskiego. Porozumienie trwało jednak bardzo krótko, bo już wieczorem 14 października Tomasz Arabski stwierdził, że rządowy samolot nie zostanie udostępniony prezydentowi. Arabski zdementował też informację, jakoby premier zgodził się wcześniej użyczyć Tu-154 Kaczyńskiemu. Zdaniem szefa kancelarii Tuska – „wniosek prezydenta o samolot dotyczył celów prywatnych”, a Tu-154 nie mógł wrócić po Lecha Kaczyńskiego, gdyż był potrzebny przebywającemu na szczycie UE premierowi.
Arabski najwyraźniej nie ustalił jednak właściwej wersji ze swoim przełożonym. Donald Tusk bowiem, zapytany przez dziennikarzy, czy faktycznie będzie potrzebował bezczynnie stojącego w Brukseli samolotu, odparł: „Powiem brutalnie – nie potrzebuję pana prezydenta, na tym polega problem” .

„Orsom” – bardzo doświadczony dyplomata

14 lutego 2010 r. do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych przywrócono Tomasza Turowskiego (ur. 1948) – dyplomatę, byłego ambasadora Polski na Kubie, wcześniej pracującego m.in. w Ambasadzie RP w Moskwie. Już następnego dnia Turowski znalazł się w Moskwie, zajmując stanowisko kierownika Wydziału Politycznego ambasady. „Decyzję o powierzeniu mu tej funkcji kierownictwo MSZ podjęło, kierując się jego bogatym doświadczeniem dyplomatycznym, w tym pobytem w latach 90. na placówce w Moskwie właśnie. [...] pan Turowski otrzymał od ówczesnego ambasadora zadanie udziału w przygotowaniu wizyt w Katyniu zarówno premiera Donalda Tuska 7 kwietnia 2010 r., jak i prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r.” – napisał rzecznik prasowy MSZ w odpowiedzi na pytania autorów programu telewizyjnego „Warto rozmawiać”.

„Bogate doświadczenie dyplomatyczne” Turowskiego sięga czasów PRL. Jak ujawniła „Rzeczpospolita” – człowiek odpowiedzialny za wizytę w Rosji prezydenta i premiera był w komunistycznej Polsce agentem najbardziej elitarnej komórki wywiadu: Wydziału XIV w Departamencie I. Struktura ta zrzeszała głównie „nielegałów”, a więc agentów działających na terenie obcych państw bez oficjalnej funkcji dyplomatycznej, często pod zmienionym nazwiskiem. Dostęp do danych tej agentury miały służby sowieckie.

Turowski w 1975 r., będąc już oficerem wywiadu, zgłosił się do rzymskiego zakonu jezuitów. Szybko nawiązał kontakt z wpływowymi osobami związanymi z Kurią Rzymską, a po wstąpieniu na tron Piotrowy Karola Wojtyły wtopił się w jego najbliższe otoczenie (miał m.in. być w dobrych stosunkach z szefem papieskiej ochrony). Meldunki sygnował pseudonimem „Orsom”. Z tzw. katalogów jezuickich wynika, że w czasie zamachu na Ojca Świętego Turowski przebywał w Rzymie; niestety, jego meldunki z tego okresu zniknęły .

„Orsom” służył komunistom aż do upadku systemu totalitarnego. Do „dyplomacji” wrócił w 1993 r. – najpierw pracował w Departamencie MSZ ds. Wschodniej Europy, potem – od 1996 r. – był radcą i ministrem pełnomocnym w Ambasadzie RP w Moskwie. W międzyczasie zdążył wzbudzić podejrzenia polskiego kontrwywiadu. Jak napisał „Nasz Dziennik”, Turowski „był w latach 90. rozpracowywany przez Urząd Ochrony Państwa. UOP sprawdzał jego kontakty z oficerem rosyjskiego wywiadu Grigorijem Jakimiszynem” .

Osoba o tak bujnej przeszłości nie mogła nie przydać się polskiemu MSZ przy organizacji wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku. Już tydzień po objęciu przez Turowskiego stanowiska kierownika Wydziału Politycznego ambasady resort pod kierownictwem Radosława Sikorskiego skierował do Kancelarii Prezydenta pismo nakłaniające Lecha Kaczyńskiego, by zadeklarował, że uda się do Katynia akurat 10 kwietnia. Niedługo, po publicznym potwierdzeniu tej daty przez prezydenta, minister Tomasz Arabski ujawnił, że Tusk i Putin spotkają się w Katyniu 7 kwietnia – co było równoznaczne z rozdzieleniem obchodów.

Gdy samolot z Prezydentem RP i 95 innymi osobami rozbijał się pod Smoleńskiem, Tomasz Turowski stał na płycie lotniska Siewiernyj. Nie wiadomo, co robił zaraz po tragedii. Sławomir Wiśniewski, montażysta TVP, który z własną prywatną kamerą przybył na miejsce katastrofy kilka minut po rozbiciu się samolotu, zeznał w prokuraturze wojskowej: „Gdy funkcjonariusze [FSB – przyp. aut.] próbowali mi wyrwać torbę z kamerą, którą schowałem do środka, w grupie rosyjskich funkcjonariuszy był przynajmniej jeden Polak. Ci, co mnie zatrzymali, zapytali się, czy mnie zna. On odpowiedział po polsku, ja nie znam tego człowieka, a następnie po rosyjsku powiedział, żeby mnie aresztować i zniszczyć sprzęt. Ja kojarzę z twarzy tego człowieka, wydaje mi się, że jest to jakiś pracownik ambasady albo konsulatu polskiego. Rozpoznałbym go, był wysoki, szczupły, krótko obcięty szatyn, w długim, beżowym płaszczu. Miał na pewno więcej niż 50 lat. Jestem przekonany, że był to Polak, mówił po polsku bez akcentu, twardo, bez zmiękczenia”. Czy chodziło o Turowskiego? Wiśniewski przez 10 miesięcy nie chciał dać jednoznacznej odpowiedzi. Wreszcie, pod koniec lutego 2011 r., w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” stwierdził, że osobą, która chciała zniszczyć jego sprzęt, był prawdopodobnie Grzegorz Cyganowski – II sekretarz ds. politycznych Ambasady RP w Moskwie. Szkopuł w tym, że Cyganowski jest znacznie młodszy i z pewnością nie wygląda na więcej niż 50 lat.

W aktach prokuratury znajduje się też ciekawe zeznanie Dariusza Górczyńskiego, naczelnika Wydziału Federacji Rosyjskiej w Departamencie Wschodnim MSZ: „Ambasador Turowski około godz. 12 przekazał mi, że otrzymał informację od funkcjonariusza FSO, że trzy osoby przeżyły i w ciężkim stanie zostały przewiezione do szpitala”. Plotka lub prawdziwa informacja o trzech rannych pasażerach (bądź trzech odjeżdżających z miejsca katastrofy na sygnale karetkach) przewijała się w kilku innych relacjach świadków, m.in. jednego z oficerów BOR.

Już po katastrofie Turowski miał nie reagować na prośby o umożliwienie wylotu ze Smoleńska Jaka-40 z Jackiem Sasinem, który chciał jak najszybciej dostać się do Warszawy. W wyniku spóźnionego przybycia Sasina – najwyższego rangą żyjącego urzędnika Kancelarii Prezydenta – Bronisław Komorowski sprawnie przejął władzę w ośrodku prezydenckim, uzyskując m.in. dostęp do osławionego aneksu do raportu z likwidacji WSI. W dokumencie tym – jak nieoficjalnie wiadomo – nazwisko obecnego prezydenta pojawia się w wyjątkowo negatywnym kontekście.

W tym miejscu warto przypomnieć, co o związkach Turowskiego i Komorowskiego pisał na swoim blogu na portalu Niezalezna.pl poseł do Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki. „Pan ambasador-minister pełnomocny Tomasz Turowski był i jest – jako jeden z nielicznych polskich dyplomatów – na «ty» z prezydentem Bronisławem Komorowskim”. Znajomość ta ma trwać – według Czarneckiego – od przynajmniej pięciu lat. „Tomasz Turowski wielokrotnie publicznie chwalił się, że wysokie stanowisko w naszej placówce w stolicy Rosji w lutym 2010 r. załatwiał dla niego ówczesny Marszałek Sejmu RP, obecny prezydent Bronisław Komorowski. Obaj panowie są zaprzyjaźnieni, mówią sobie po imieniu i utrzymywali również kontakty nie tylko służbowe, ale i towarzyskie poza gmachem na Wiejskiej w Warszawie” – dodawał Czarnecki.

Jak ujawnił w „Gazecie Polskiej” Aleksander Ścios , 15 kwietnia 2010 r., w piątym dniu żałoby narodowej, Tomasz Turowski jak gdyby nigdy nic brał udział w konferencji poświęconej „bohaterstwu żołnierzy radzieckich – wyzwolicieli”, zatytułowanej „Czyn narodu radzieckiego w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941–1945”. Odbyła się ona w moskiewskiej Akademii Ekonomii i Prawa, słynącej z czołobitnego podejścia do tradycji ZSRR. Na zakończenie konferencji przystrojony okolicznościowym kotylionem Turowski pozował wraz z innymi uczestnikami do pamiątkowej fotografii. Zdjęcie umieszczono na stronie internetowej uczelni, przyozdabiając je ramką z symbolem sierpa i młota.

Biznesowe kontakty szefa kancelarii

O człowieku, który koordynował lot Prezydenta RP do Smoleńska i który w tajemniczych okolicznościach spotykał się z Rosjanami w moskiewskiej restauracji, warto powiedzieć coś więcej.
W lutym 2010 r. „Gazeta Polska” informowała, że Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera, nabył w 2008 r. akcje przedsiębiorstwa, którego radzie nadzorczej przewodzi biznesmen Wojciech K., szef rady nadzorczej spółki akcyjnej Bomi (sieć delikatesów). Według „Rzeczpospolitej”, nazwisko K. pojawia się m.in. w aktach zabójstwa groźnego olsztyńskiego gangstera Dariusza R. „Rz” dotarła także do stenogramów rozmów zarejestrowanych przez CBŚ. Wynika z nich, że Wojciech K. szczególnie interesował się śledztwem w sprawie zamordowania Krzysztofa Olewnika. Kiedy w maju 2006 r. zapadła decyzja o przekazaniu akt sprawy Olewnika do Olsztyna, prowadzący ją prokurator Piotr Jasiński zadzwonił do biznesmena, mówiąc: „Mamy tę sprawę”.

„Wojciech K. to dawny rezydent Pruszkowa w Olsztynie. Bardzo niebezpieczny człowiek. Szanowany gangster” – powiedział w „Superwizjerze” TVN Jarosław S. ps. „Masa”, świadek koronny w sprawie gangu pruszkowskiego.

Z oświadczenia majątkowego Tomasza Arabskiego, które zostało złożone 25 marca 2009 r., wynika, że posiadał 11 500 akcji Bomi wartości 119 600 zł. W 2009 r. wysłaliśmy pytania do ministra dotyczące posiadanych przez niego udziałów, jednak nam nie odpowiedział.

Związki Arabskiego z Bomi i K. raczej nie są przypadkowe. „W lipcu 2008 r. spółka Bomi, której akcjonariuszem także jest dom maklerski IDMSA, postanowiła, że przejmie Rabat Pomorze” – pisała w październiku 2009 r. „Niezależna Gazeta Internetowa” . Co ciekawe – akcje Rabatu, które zamieniono potem na walory giełdowe Bomi, zaproponowano 35 prominentom ze świata biznesu, m.in. członkom zarządu giełdy i żonie Jacka Sochy, byłego ministra skarbu. „Wśród akcjonariuszy Rabatu, którzy stali się właścicielami akcji Bomi, jest wiele innych wpływowych osób. Na liście znalazła się też Dorota Arabska, żona Tomasza Arabskiego, szefa kancelarii premiera Donalda Tuska. Wkład akcji Rabatu Doroty Arabskiej wyceniono przy zamianie na 372 tys. zł” – ujawniła „Niezależna Gazeta Internetowa”.
Gość
PostWysłany: Nie 18:20, 28 Paź 2012    Temat postu:

Rosja na każdym kroku, pokazuje, ze ma nas w 4 literach. Na każdym kroku próbuje nas upokorzyć, a ty jak kretyn, godzisz się na upokorzenia, aby tylko mieć dobre stosunki z sąsiadami. Pozatym, jak można mieć dobre stosunki z sąsiadem, który cały czas pokazuje, że ma cię w 4 literach? Co do Gruzji, to to był tylko akt sprzeciwu przeciwko zbrodniczej polityce Rosji debilu. Chwała za to Ś.P. Lechowi Kaczyńskiemu, że takiej polityce się przeciwstawiał. Kto wie? być może przypłacił to życiem.

Ty myślisz, że ci wszyscy naukowcy, którzy badają przyczyny katastrofy i wskazują szereg sprzeczności w dotychczasowych wynikach badań (choć ciężko nazwać je badaniami, bo żadnymi badaniami te wyniki nie były poparte, a przynajmniej nie zbadano kluczowego elementu w tej sprawie jakim jest wrak samolotu), ryzykują swoje autorytety, tylko dla poparcia hipotezy o zamachu? Wątpliwe.

Największym błędem (albo i też świadomym działaniem), było całkowite oddanie śledztwa w łapy rosjan. Ba, nawet nie podjęto żadnej próby negocjacji w tak ważnej sprawie, usilnie utwierdzając społeczeństwo w przekonaniu, że do rosji mamy pełne zaufanie. No niby na jakiej podstawie? Delikatnie mówiąc, rosja nigdy do naszych przyjaciół nie należała. Należało powołać międzynarodową komisję z niezależnymi ekspertami. Od początku to powtarzałem. Do innej komisji nie mogę mieć pełnego zaufania. Tylko wtedy można by było nie mieć wątpliwości co do rzetelności wyników przeprowadzonego śledztwa. Rosja i Polska były stronami w tej sprawie, nawet jeśli nie było zamachu, to był szereg zaniedbań z jednej jak i drugiej strony i każdej ze stron zależało, aby je ukryć. Nie można być sędzią we własnej sprawie!

Żal patrzeć na takich jak ty, którym można wszystko wcisnąć i nawet nie będzie o nic pytał choćby do niego docierały sprzeczne informacje wynikające z dotychczasowego śledztwa. Wybacz, ale ta cecha jest charakterystyczna dla idiotów
Gość
PostWysłany: Nie 18:19, 28 Paź 2012    Temat postu:

„Oszołomy” miały rację

U każdego niezaślepionego i w miarę dobrze poinformowanego obserwatora od samego początku katastrofa smoleńska budziła mroczne przeczucia i wywoływała jak najgorsze przypuszczenia. Od pierwszych godzin widać było, że dzieje się coś niezwykłego, ponurego i groźnego. Mimo strasznego, obezwładniającego szoku docierały do nas zadziwiające sygnały.

Od samego początku zdumiewał fakt, że wszyscy pasażerowie Tu-154M zginęli na miejscu w jednej sekundzie, że tak mało było informacji o akcji ratunkowej itd. Zarówno po rosyjskiej, jak i po polskiej stronie rządzący i ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo nie zachowywali się tak jak w krajach cywilizowanych. Zbyt pospiesznie i skwapliwie rozpowszechniano wersję o czterokrotnych próbach podejścia do lądowania i winie pilotów, co robiło wrażenie celowej, przykrywającej niewygodne fakty akcji. Dzisiaj wiemy, że Radosław Sikorski rozsyłał SMS-y, które czyniły tę interpretację obowiązującą.

Jak zdezorientowano społeczeństwo

Uderzający był lęk przed wypowiedzeniem słowa „zamach”, nawet po to, żeby wykluczyć taką możliwość. Premier zniknął na parę godzin, a ówczesny marszałek sejmu, który z zadziwiającą szybkością przejął obowiązki prezydenta, wygłosił orędzie do narodu, które nawet życzliwie do niego nastawionych zaskoczyło pogodnym tonem.

Zaraz też na miejscu katastrofy wystartowano z pospieszną kampanią „pojednania”, jakby z obawy przed reakcjami społecznymi. Zaczęło się od uścisku Putina i Tuska, potem mieliśmy całą serię żenujących wydarzeń. Jeszcze nie było wiadomo, co było przyczyną tragedii, a już uznano ją za wypadek i przesądzono o winie. Jeszcze nie wiedzieliśmy, jak Rosjanie będą prowadzić śledztwo, doświadczenie historyczne powinno skłaniać do jak najdalej idącej ostrożności, a już krew ofiar miała przypieczętować nową przyjaźń. Trudno o większą ohydę – z elementami groteski. Przy okazji ujawniła się całkowita dyspozycyjność niektórych „autorytetów”, takich jak Andrzej Wajda czy Daniel Olbrychski.

Pospiesznie zapewniano nas: „państwo zdało egzamin”. Pojawiły się groteskowe postacie, jak „akredytowany” płk Edmund Klich, i mroczne, jak prokuratur Krzysztof Parulski.

Jak bardzo zdezorientowane było społeczeństwo, wskazuje fakt, że w swojej większości dobrze przyjęło ono działania polskich władz. Według badania przeprowadzonego w maju 2010 r. przez rządowy ośrodek badania opinii publicznej CBOS, aż 83 proc. ankietowanych uznało, że władze zachowały się odpowiednio do sytuacji, a tylko 10 proc. stwierdziło, że niewłaściwie. 94 proc. uznało, że „władze uczyniły wszystko, by godnie pożegnać ofiary katastrofy i uczcić ich pamięć”, 90 proc. – że zapewniły sprawne funkcjonowanie państwa. Według badania OBOP, przeprowadzonego także w maju 2010 r., 70 proc. badanych uważało, że państwo i społeczeństwo zdały egzamin. Jak podkreśla Tomasz Żukowski analizujący wyniki tych badań, Polacy uznawali, że dotyczyło to przede wszystkim organizacji uroczystości żałobnych, gdyż jednocześnie wielu Polaków wyrażało wątpliwości co do możliwości wyjaśnienia katastrofy i negatywnie oceniało przygotowanie wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Smoleńsku (zob. Tomasz Żukowski, „Polacy wobec tragedii smoleńskiej. Przegląd wybranych badań demoskopijnych”, [w:] Piotr Gliński, Jacek Wasilewski [red.], „Katastrofa smoleńska. Reakcje społeczne, polityczne i medialne”, Warszawa 2011, s. 93–117).

Motywy strony rosyjskiej

Dzisiaj już wiemy, jak rzeczywiście odbyła się identyfikacja ofiar, sekcje, jak traktowano ciała i jak odbył się pochówek. Wszystko, co się zdarzyło potem, potwierdzało tylko te najgorsze przypuszczenia. Zobaczyliśmy, jak wygląda wieża, jak zabezpieczono miejsce katastrofy. Dziennikarka Anita Gargas ujawniła niszczenie wraku tupolewa. Raport MAK wysłał w świat wersję o naciskach i pijanym generale w kokpicie. O tym, że ten kokpit tajemniczo zaginął, milczano dyskretnie. Komisja Millera odrzuciła niektóre sugestie rosyjskie, trwając jednak przy głównej hipotezie. Wszystkiemu towarzyszyła niezwykła kampania dezinformacyjna, która była zbyt nasilona, by mogła być tylko tanim szukaniem sensacji. Niedawno wyszło na jaw, że zamieniono ciała Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Przy okazji do świadomości szerszych kręgów społeczeństwa dotarło, jak w Rosji traktowano ciała zabitych. Niejako w odpowiedzi opublikowano w Rosji drastyczne zdjęcia ofiar.

Ostatni incydent rzuca światło na motywy strony rosyjskiej. Jak wiemy, brak motywu był argumentem, który bardzo często wysuwano przeciw hipotezie, że mogło dojść do zamachu. Po co było zabijać niepopularnego prezydenta, który i tak przegrałby wybory? Wystarczyłoby poczekać jeszcze parę miesięcy. Taka argumentacja opiera się na naiwnym, bo zbyt racjonalistycznym wyobrażeniu o polityce, zwłaszcza wschodniej. Pomija chęć poniżenia, upokorzenia, ukazania bezsilności Polski jej sojusznikom, zwłaszcza tym na Wschodzie, przestraszenie buntowników i niepokornych wasali. Dla nas nie powinno to być nic nowego – przecież i carska Rosja, i Związek Sowiecki nieraz działały w ten sposób. Za prezydentury Lecha Kaczyńskiego Polska wyrastała na rywala Rosji w tym regionie Europy, a w Tbilisi rzucił on bezpośrednie wyzwanie Putinowi. Smoleńsk cofnął nas do rangi krajów strefy pośredniej. Od kwietnia 2010 r. sytuacja w całym regionie zmieniła się radykalnie.

Trudno nie zauważyć, że Rosjanie od samego początku mogli liczyć na skwapliwą współpracę władz polskich. Premier Tusk, jego ministrowie (a także popierająca rząd elita i część społeczeństwa) byli głęboko zainteresowani obciążeniem winą pilotów i prezydenta Kaczyńskiego. Strategia „blame the victim” pozwalała im zachować twarz i wpływy. W wyniku tragedii smoleńskiej Putinowi udało się uzyskać zniewalający wpływ na Donalda Tuska. Nie wiemy, jak daleko posunął się premier i jego współpracownicy w grze przeciw prezydentowi, jak bardzo dali się wciągnąć w pułapkę. Ich strach i słabość, wyjątkowa uległość pozwalają jednak przypuszczać, że haki, jakie ma na nich Putin, muszą być mocne. Po drodze zostawili oni ludzkie uczucia – współczucie dla rodzin, szacunek dla zmarłych, poczucie odpowiedzialności wobec historii. Ich zachowanie w sprawie można by tłumaczyć tylko nieudolnością, strachem, bezsilnością wobec Rosji. Jak jednak wyjaśnić bezczelne kłamstwa, które przecież nie były konieczne? Uderzające jest także to, że ludzie najbardziej obciążeni albo pozostali na swoich stanowiskach, jak Tomasz Arabski, albo awansowali, jak Ewa Kopacz. Nawet Bogdan Klich znalazł cichą przystań w senacie. Jak się wydaje, wzajemna więź splata tych ludzi w jedną „brudną wspólnotę”.

Podziału nie przezwycięży milczenie i zastraszanie

Tylko naród upokorzony i upodlony mógł pogodzić się takim traktowaniem przez Rosjan i przez współpracujący z nimi rząd. Okazało się, że mimo 20 lat wolności, mimo przynależności do UE i NATO, wielu Polaków upodlić jest bardzo łatwo, że ich „zachodniość”, suwerenność i pewność siebie, jaka charakteryzuje ludzi prawdziwie wolnych, jest tylko pozorem. To tacy Polacy zagłosowali w wyborach prezydenckich na Bronisława Komorowskiego, a w wyborach parlamentarnych ponownie oddali władzę Platformie. Oczywiście nie brakowało przy tym rozmaitych racjonalizacji i usprawiedliwień, a także ludzi zdezorientowanych lub po prostu bezmyślnych. Okazało się jednak – jak często w naszej historii – że są też inni Polacy, i że jest ich wyjątkowo dużo. Nie tylko tłumnie pożegnali prezydenta i inne ofiary, ku wielkiemu zaskoczeniu i władz, i opinii na świecie, ale też nie byli gotowi przyjąć pokornie wszystkiego, co im wtłaczano do głów. Zaczęli się organizować. Powstały liczne stowarzyszenia, w tym sieć klubów „Gazety Polskiej”. Ludzie modlili się pod Krzyżem Pamięci przed Pałacem Prezydenckim. Ewa Stankiewicz i jej Solidarni 2010 rozbili namiot na Krakowskim Przedmieściu. Wciąż co miesiąc na marszach pamięci gromadzą się tłumy.

Jednocześnie toczyło się niezależne śledztwo. Było to w dużej mierze śledztwo obywatelskie, prowadzone przez dziennikarzy, którzy szybko zostali wypchnięci do drugiego obiegu. Najważniejszą rolę odegrał zespół parlamentarny i osobiście Antoni Macierewicz. Eksperci pracujący dla tego zespołu przedstawiają coraz lepiej udokumentowane uzasadnienia swoich hipotez. W śledztwie oficjalnym obalono tezę o naciskach, teraz rozpada się w pył mit „pancernej brzozy”. W rezultacie prac ekspertów zespołu tak rzekomo szalona hipoteza zamachu staje się najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem przyczyn katastrofy, najlepiej pasującym do znanych faktów. Potwierdziła to także poniedziałkowa konferencja naukowców. W każdym razie bezsprzecznie udało się pokazać, że oficjalne raporty są nierzetelne, że nie opierają się na wnikliwych badaniach, jakie należało przeprowadzić, a władze polskie winne są tak ogromnych zaniedbań i zaniechań, że trudno uznać je za przypadek. Dzisiaj także niektórzy przedstawiciele rodzin smoleńskich, początkowo ufający władzom, wiedzą, że nie są one zainteresowane rzetelnym wyjaśnieniem przyczyn katastrofy. Wiadomo też, że nie chodzi o niedbalstwo, lecz celowe działania, a co do Rosjan – nikt już chyba nie ma złudzeń.

Niewątpliwie apogeum upokarzania Polaków stanowi opublikowanie zdjęć zmasakrowanych ciał, szczególnie zdjęcie nagiego, okaleczonego ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego na blaszanym stole w prosektorium. Sam fakt zrobienia takiego zdjęcia, którego nie można usprawiedliwić wymogami śledztwa, świadczy o tym, że rząd polski nie dopełnił podstawowych obowiązków zadbania o godność zmarłego prezydenta RP. Przy okazji publikacji zdjęć pojawiły się głosy z obozu rządowego, że jej celem jest „skłócenie Polaków” przez Rosjan. W ustach ministra Sikorskiego, jednego z architektów „pojednania” polsko-rosyjskiego, dobrego kolegi ministra Siergieja Ławrowa, brzmi to jak kpina.

Ostry podział w kwestii smoleńskiej osłabia Polskę. Ale takiego podziału nie można przezwyciężyć przez milczenie, zapomnienie i zastraszanie tych, którzy chcą dociec prawdy, na co chyba liczyli rządzący. Nie przezwycięży się go przez spotkanie w pół drogi – między prawdą a kłamstwem, między strachem a godnością, między manipulacją a rzetelną informacją. Podział może zostać przezwyciężony tylko wtedy, gdy zdezorientowani, zobojętniali, zastraszeni i upodleni podniosą głowę, ci zaś, którzy odpowiadają za katastrofę oraz matactwa i zaniedbania w śledztwie, poniosą karę.
KK
PostWysłany: Nie 18:17, 28 Paź 2012    Temat postu: Zmarł technik Jaka-40, który 10 kwietnia lądował w Smoleńsku

Zmarł członek załogi Jaka-40, który lądował w Smoleńsku godzinę przed katastrofą Tu-154. Wojskowy, który kwestionował wyniki polskich i rosyjskich badań tragedii z 10 kwietnia, najprawdopodobniej popełnił samobójstwo - informuje RMF24.

Mężczyzna zginął dziś w nocy. Policjanci z komendy stołecznej wstępnie stwierdzili, że było to samobójstwo i wykluczyli udział osób trzecich.

Sprawą śmierci chorążego zajmuje się prokuratura w Piasecznie, a nadzoruje ją Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Dariusz Ślepokura, rzecznik prokuratury mówił, że żona chorążego znalazła ciało męża w sobotę około 23.30 w piwnicy ich domu w Piasecznie.


Chorąży najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Kobieta zawiadomiła pogotowie i policję. Lekarz stwierdził zgon. - Nie ujawniono żadnych śladów na ciele, że w zdarzeniu uczestniczyły inne osoby - mówi prokurator Ślepokura. Dodał, że jutro zostanie zarządzona sekcja zwłok tragicznie zmarłego.

Kilka miesięcy po katastrofie mężczyzna publicznie twierdził, że kontrolerzy ze Smoleńska złamali przepisy. Rosjanie mieli wydać załogom jaka, tupolewa i rosyjskiego iła komendy schodzenia nie na 100, ale na niedopuszczalną na smoleńskim lotnisku wysokość 50 metrów. Mężczyzna mówił też o tym, że przed katastrofą tupolewa słyszał dwa wybuchy. Nie umiał jednak powiedzieć, jaka była ich przyczyna.

(KK)
("GPC"/PAP, J
PostWysłany: Wto 7:55, 09 Paź 2012    Temat postu: Polscy eksperci badają w Smoleńsku "pancerną brzozę&quo

Polscy eksperci badają w Smoleńsku "pancerną brzozę"

Polscy prokuratorzy przebywający w Smoleńsku przeprowadzili szczegółowe badania "pancernej brzozy" m.in. przy użyciu rentgena – czytamy w "Gazecie Polskiej codziennie". Chodzi o drzewo, w które miał uderzyć prezydencki tupolew.


Prokuratura wojskowa potwierdziła, że do Smoleńska udał się prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wraz z grupą biegłych i specjalistów. Nie ujawniła jednak szczegółów pracy na miejscu katastrofy.

Profesor dr. hab. Adam Krajweski z Wydziału Technologii Drewna SGGW uważa, że zdecydowano się na to za późno. - Gdyby pobrano materiał od razu, byłby bardziej wiarygodny niż po tak długim czasie, m.in. ze względu na wpływ czynników zewnętrznych jak deszcz, śnieg, wiatr czy promienie słoneczne - czytamy w "GCP".


Według raportu rosyjskiego MAK-u i rządowej komisji Jerzego Millera badana brzoza była odpowiedzialna za urwanie fragmentu skrzydła w prezydenckim TU-154M, co doprowadziło do katastrofy.

- To haniebne zaniechania - uważa Stanisław Piotrowicz z Krajowej Rady Prokuratorów.

Pracę prokuratorów w Smoleńsku zobaczyli turyści z Polski. Nie pozwolono im jednak fotografować ubranych w białe kombinezony śledczych i biegłych.

Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".

("GPC"/PAP, JS)
anioł
PostWysłany: Nie 9:51, 23 Wrz 2012    Temat postu:

na swoim ślubie. Jak anioł
(RZ)
PostWysłany: Pią 22:37, 14 Wrz 2012    Temat postu: Gowin poda się do dymisji?

Politycy Ruchu Palikota domagają się, by minister sprawiedliwości Jarosław Gowin podał się do dymisji. Według nich wymiar sprawiedliwości w Polsce "spadł już na samo dno". Postulat RP to pokłosie sprawy prezesa gdańskiego sądu okręgowego Ryszarda Milewskiego.

"Gazeta Polska Codziennie" napisała, że osoba podająca się za urzędnika kancelarii premiera miała ustalać z Milewskim szczegóły posiedzenia sądu w sprawie szefa Amber Gold Marcina P.

- Nieprzyzwoicie, niehonorowo zachowuje się minister Jarosław Gowin, bo nie podaje się do dymisji i opowiada nam, że nic się nie stało, choć wszyscy widzimy, że wymiar sprawiedliwości już spadł na samo dno - powiedział na konferencji prasowej w Sejmie rzecznik klubu Ruchu Palikota Andrzej Rozenek.


Pytany, dlaczego - według RP - Gowin powinien podać się do dymisji i na uwagę, że premier Donald Tusk powiedział, że bardzo wysoko ocenia działanie ministra sprawiedliwości ws. Milewskiego, Rozenek odpowiedział: "To jest oczywiście jakaś chyba wypowiedź z gatunku żartobliwych".

Polityk Ruchu zaznaczył, iż w każdym państwie jest tak, że za konkretny resort politycznie odpowiada jego szef. "Jeśli w resorcie sprawiedliwości dzieją się tak drastyczne i fatalne rzeczy, jak się dzieją w tej chwili, to nie ma wątpliwości, że politycznie za to odpowiada minister Gowin" - oświadczył.

Rozenek przypomniał też "casus ministra sprawiedliwości (Zbigniewa Ćwiąkalskiego - red.), który podał się do dymisji tylko dlatego, że w jednej z cel doszło do samobójstwa". Polityk RP ocenił, że to jest "wysoki, europejski standard zachowania polityka". - To, co uprawia minister Gowin, zrzucanie odpowiedzialności na swych podwładnych, to jest po prostu skandal - zaznaczył.

Na pytanie, czy Ruch złoży wniosek o wotum nieufności wobec ministra sprawiedliwości, Rozenek odparł, że klub RP nie ma wystarczającej liczby głosów. Wniosek o uchwalenie wotum nieufności może złożyć do marszałka Sejmu grupa co najmniej 69 posłów, klubu Ruchu Palikota ma ich 43.

Szef rządu Donald Tusk pytany był na konferencji prasowej, czy - w związku z prowokacją wobec Milewskiego - minister sprawiedliwości powinien podać się do dymisji, czego oczekuje Ruch Palikota.

- Uważam, że minister Gowin w tej sprawie działa wyjątkowo energicznie i wydaje mi się, że pan poseł Palikot i jego Ruch ma do ministra Gowina permanentne pretensje o coś zupełnie innego i to jest bardziej ideowa pretensja, a nie związana z działaniem ministra Gowina, bo ja oceniam je bardzo wysoko, jako zdecydowane i energiczne - powiedział Tusk.

(RZ)
Antykomor.pl.
PostWysłany: Pią 22:34, 14 Wrz 2012    Temat postu: Burza po wyroku na twórcy Antykomor.pl.

Wyrok sądu w Piotrkowie Trybunalskim, który wymierzył twórcy serwisu Antykomor.pl karę roku i 3 miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania 40 godzin prac społecznych miesięcznie wywołał lawinę komentarzy w internecie. Sąd uznał Roberta Frycza za winnego znieważenia prezydenta Bronisława Komorowskiego. Robert Frycz został skazany też za fałszowanie dokumentów. Wyrok jest nieprawomocny. "Skazanie Antykomora to skandal!" - napisał na Twitterze poseł Solidarnej Polski Patryk Jaki.

Frycz miał dwa zarzuty dotyczące znieważenia Bronisława Komorowskiego; został też oskarżony o fałszowanie dokumentów i posługiwanie się nimi. Sąd okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim uznał go za winnego jednego z zarzutów dotyczących znieważenia prezydenta; od drugiego zarzutu w sprawie znieważenia głowy państwa go uniewinnił.

Sąd skazał także Frycza na prace społeczne za sfałszowanie legitymacji studenckiej i zaświadczeń lekarskich. Frycz ma także zapłacić część kosztów procesu - 3 tys. zł. Prokurator domagał się dla Frycza kary roku i ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Obrona chciała uniewinnienia. Proces, toczący się za zamkniętymi drzwiami, zakończył się już po dwóch rozprawach. Sąd odrzucił wniosek obrony o przesłuchanie prezydenta.



Dyrektor Biura Prasowego Kancelarii Prezydenta Joanna Trzaska-Wieczorek podkreśliła, że postępowanie w tej sprawie zostało wszczęte z urzędu w myśl obowiązujących w Polsce przepisów, nie na wniosek Kancelarii Prezydenta czy samego Komorowskiego. - Kancelaria Prezydenta nie komentuje wyroków niezawisłych sądów - dodała.

Politycy komentują wyrok. "Lecha Kaczyńskiego można było znieważać bezkarnie"

"Rok i 3 miesiące dla Antykomora i umorzenie dla Wałęsy (Jarosława - red.). III RP ma się dobrze. Państwo prawa ale tylko dla wybranych. Lecha Kaczyńskiego można było znieważać bezkarnie. Prokuratura i sądy były głuche, ślepe i nadzwyczajne »wyrozumiałe«" - napisał tuż po ogłoszeniu wyroku poseł PiS Andrzej Duda.

"Antykomor skazany a Pruszków na wolności" - dodał inny z polityków tej partii, Adam Rogacki. "Skandalem" nazwał ten wyrok z kolei parlamentarzysta Solidarnej Polski Patryk Jaki. "W USA, gdzie niemiłosiernie wyśmiewano się z Busha Jr. nikt by o tym nawet nie pomyślał" - dodał.

"Ściganie twórcy antykomora było jednym z 15 argumentów, że PO nie zasługuje na nazywanie jej obywatelska. I art. 212 kk tez sie tam znalazł" - ocenił na Twitterze europoseł PJN Marek Migalski.

Doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego prof. Tomasz Nałęcz podkreślił, że władza sądownicza jest niezależna i to o nie był proces, z którym prezydenta miałby cokolwiek wspólnego. - Autorytet prezydenta jest zbudowany na zaufaniu wyborców. Nie potrzebuje takiej obrony, ale wyrok zapadł w majestacie prawa. Nie rozmawiałem z prezydentem po wyroku. Jest w bardzo niezręcznej sytuacji - dodał gość "Faktów po Faktach" w TVN 24.

- Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada, przypominam sprawę Huberta H. Sytuacja się odwróciła. Wcześniej, w czasach Lecha Kaczyńskiego, wyroki w takich sprawach były łagodne, mimo, że padały wulgarne słowa. Dlaczego w przypadku Kaczyńskiego uniewinniano, a teraz skazują? Sędziowie różną miarą traktują sprawy - mówił drugi z gości programu Jacek Sasin (PiS).

Lawina komentarzy na forum. "Ludzie, gdzie my żyjemy?"

Wyrok, jaki zapadł przed sądem w Piotrkowie Trybunalskim wywołał także dyskusję na forum Onetu. "Witamy w PRL-u - będzie pierwszy więzień polityczny - napisał użytkownik podpisujący się nickiem freedom of spech. "W Polsce mamy PARAsądy i PARAprokuraturę. Są tak samo rzetelne i uczciwe jak parabanki" - uznał z kolei Huragan.

"Mamy Białoruś w czystej postaci. Ludzie, gdzie my żyjemy? Na kogo głosujecie, idioci?! Jak to możliwe, że w ogóle doszło do rozprawy? Wyrok skazujący po dwóch rozprawach? To wyjątkowo niespotykana praktyka - pisze na forum Onetu internauta nx9. "Trzeba mieć coś nie tak z głową, żeby aż tak zjadliwie atakować w końcu było nie było obcego sobie człowieka, szydzić, drwić i jeszcze mieć z tego radość to jest co najmniej nienormalne" - ocenił z kolei forumowicz urk.

"Haniebny wyrok - zupełnie jak u Łukaszenki. I to ma być wolny kraj, i to ma być demokracja, i to ma być praworządność??? Oto POlszewicy z Komorem na czele. Możecie straszyć, osądzać, terroryzować, ale prawdziwie wolnym ludziom wolności nie zabierzecie. Oto tak powstaje TOTALITARYZM! O. Rydzyk miał rację mówiąc o tym w Brukseli. W pełni popieram "skazanego" przez dyspozycyjny tuskowy wymiar sprawiedliwości!. Bójcie się prawdy oj bójcie! - pisze Mirosław.

Kontrowersje wokół strony (...) ABW i prokuratura w akcji

Prokurator domagał się dla Roberta Frycza kary roku i ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Obrona chciała uniewinnienia. Proces, toczący się za zamkniętymi drzwiami, zakończył się już po dwóch rozprawach. Sąd odrzucił wniosek obrony o przesłuchanie prezydenta.

Sąd uznał, że w kwestii znieważenia prezydenta sprawa jest trudna biorąc pod uwagę kryteria oceny zachowania oskarżonego. Sąd uznał, że część zdjęć zamieszczonych na stronie, głównie fotomontaży zawierających wizerunek prezydenta, nie znieważa prezydenta. - Z tego typu twórczością mamy do czynienia w życiu codziennym i można ją spotkać w prasie codziennej - mówił sędzia Grzegorz Krogulec.

Sad uznał jednocześnie za znieważające głowę państwa zdjęcia - jak ocenił - "o wyraźnym kontekście erotycznym, seksualnym". Zdaniem sądu zdjęcia te nie mają nic wspólnego z aktualnym komentarzem politycznym czy dyskusją, a są "znieważające, obrażające, uwłaczające". Zdaniem sądu intencją autora nie było nic innego jak poniżenie w oczach opinii publicznej prezydenta. Podobnie sąd uznał w sprawie zamieszczonych na stronie gier, w których można strzelać z broni ostrej do wizerunków prezydenta.

- W ocenie sądu jest to propagowanie agresji w cyberprzestrzeni. Trudno pogodzić się z tym, żeby w odbiorze społecznym była zgoda, że strzelamy do swojego prezydenta -dodał sędzia. Podkreślił, że nie chodzi o osobę, ale o urząd prezydenta, który piastują różne osoby.

- Nie temu służy wolność słowa, aby pod jej pretekstem upowszechnić agresję w stosunkach międzyludzkich, dążyć do uwłaczania cudzej godności, obrażać i krzywdzić kogokolwiek - zaznaczył sędzia Krogulec.

Sąd uznał, że w tym przypadku najwłaściwszą karą będzie ograniczenie wolności polegające na wykonywaniu nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne. W ocenie sądu jest to kara dolegliwa i właściwa wobec sprawcy, "który jest bezrobotny, nie posiada stałych dochodów i jest człowiekiem młodym, zdrowym i może tę karę wykonywać".

Sam oskarżony jak i jego obrońca zapowiedzieli, że wystąpią o pisemne uzasadnienie wyroku i zdecydują czy wnosić apelację. Frycz powiedział, że jest zaskoczony uniewinnieniem od zarzutu znieważania prezydenta poprzez fotomontaże oraz skazaniem m.in. za gry. Jak mówił, spodziewał się, że będzie odwrotnie. Jego zdaniem w materiałach nie ma żadnego kontekstu erotycznego. Dodał, że jest zaskoczony uzasadnieniem wyroku za gry internetowe. - Sądzę, że nikt nie powinien nikogo skazywać, to już jest norma w internecie, że takie gry były, są i będą - mówił Frycz.

Przypomniał, że do jego zatrzymania "użyto służby, która służy do łapania terrorystów, którzy zagrażają bezpieczeństwu wewnętrznemu państwa. "A ja zostałem skazany stosunkowo łagodnie i zupełnie niewspółmierne do tego, jak to wszystko się zaczęło" - mówił.

Także prokuratura rozważy apelację, po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku.

Na stronie Antykomor.pl gromadzone były materiały o prezydencie Bronisławie Komorowskim, a także m.in. gry polegające na strzelaniu do jego wizerunku i ośmieszające fotomontaże. W maju ubiegłego roku do mieszkania autora strony weszli funkcjonariusze ABW, którzy zabezpieczyli jego laptop i inne nośniki danych. Zleciła to prokuratura w Tomaszowie Mazowieckim, prowadząca śledztwo w sprawie znieważenia głowy państwa. Po kilku miesiącach sprawa trafiła do piotrkowskiej prokuratury.

Odnosząc się do sprawy, prezydent Komorowski mówił w maju zeszłego roku, że z akcją ABW nie miał nic wspólnego. Zaznaczył, że potrafi z dystansem i autoironią podchodzić do satyrycznych materiałów, również na swój temat, jednak - jak zaznaczał - warto odróżnić żart od tego, co jest przejawem nienawiści bądź zwykłego chamstwa.

Robert Frycz twierdził, że strona ma wyłącznie satyryczny charakter i nie znieważa prezydenta, jednak po tym, jak przeszukano jego mieszkanie, zdecydował się na jej zamknięcie. Kilka tygodni później reaktywował stronę i umieścił ją na serwerze poza granicami Polski. Strona działa do tej pory.

Pod koniec maja 2011 roku autor strony złożył w warszawskiej prokuraturze doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa nadużycia władzy przez ABW. Zawiadomienie dotyczyło przestępstwa przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy Agencji i prokuratora oraz działania na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. W ocenie Frycza ABW nie miała podstaw prawnych do działań, bo nie ma ustawowych kompetencji do ścigania znieważenia głowy państwa.

Ostatecznie doniesienie trafiło do Prokuratury Rejonowej w Sieradzu, która w lipcu, po przeprowadzeniu czynności sprawdzających, odmówiła wszczęcia śledztwa. Prokuratura uznała, że w tym przypadku nie doszło do przestępstwa przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych i działania na szkodę interesu publicznego lub prywatnego.

(Onet/PAP, RZ)
(kdp)
PostWysłany: Pią 22:30, 14 Wrz 2012    Temat postu: Umorzono sprawę wykroczenia drogowego Jarosława Wałęsy

Komenda Powiatowa Policji w Sierpcu (mazowieckie) umorzyła sprawę wykroczenia drogowego europosła Jarosława Wałęsy (PO), który 2 września 2011 r. uległ wypadkowi motocyklowemu w miejscowości Stropkowo (mazowieckie). Powodem umorzenia jest przedawnienie.

Wskutek zderzenia z osobową toyotą jadący motocyklem europoseł został ciężko ranny.

Jak poinformował rzecznik sierpeckiej policji Krzysztof Kosiorek, "w sprawie został sporządzony wniosek o odstąpienie od kierowania wniosku o ukaranie do sądu rejonowego w sprawie wykroczenia europosła".




- Sporządzenie tego wniosku kończy całą procedurę w tej sprawie – wyjaśnił Kosiorek.

Według biegłych, w chwili wypadku w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 90 km/h, J. Wałęsa jechał z prędkością około 115 km/h. Wątek ten prokuratura w Sierpcu, która o nieumyślne spowodowanie wypadku oskarżyła kierowcę toyoty, wyłączyła z postępowania i przekazała policji.

Policja za pośrednictwem KGP, a następnie Prokuratora Generalnego wystąpiła o uchylenie Jarosławowi Wałęsie immunitetu eurodeputowanego.

Kosiorek wyjaśnił, że podstawą obecnej decyzji w sprawie J. Wałęsy było to, że "od wykroczenia upłynął rok i nie skierowano wniosku o ukaranie europosła do sądu rejonowego, co zgodnie z art. 45 Kodeksu wykroczeń oznacza, że nastąpiło przedawnienie karalności za wykroczenie".

Jak uściślił Kosiorek, także art. 5 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia wskazuje, że "nie wszczyna się postępowania, a wszczęte umarza, gdy nastąpiło przedawnienie orzekania".

We wtorek Parlament Europejski uchylił immunitet parlamentarny Jarosława Wałęsy. Zgodnie z rekomendacją komisji prawnej Parlamentu Europejskiego europosłowie zagłosowali w sprawie uchylenia immunitetu na wniosek prokuratora generalnego z 20 kwietnia.

W oświadczeniu pełnomocnicy Wałęsy podkreślili, że europoseł "pozostaje do dyspozycji organów państwa". Zaznaczyli też, że J. Wałęsa dobrowolnie podda się odpowiedzialności za wykroczenie drogowe. W komunikacie przypomnieli m.in., że według biegłych bezpośrednią przyczyną wypadku było wymuszenie pierwszeństwa przejazdu przez kierującego toyotą, który wykonywał manewr zawracania.

Kosiorek zaznaczył, iż do chwili obecnej w sprawie immunitetu J. Wałęsy Komenda Powiatowa Policji w Sierpcu nie otrzymała odpowiedzi z Parlamentu Europejskiego, jak również odpowiedź taka nie została przekazana za pośrednictwem biura prewencji KGP, gdzie przesłano oryginały materiałów w sprawie J. Wałęsy.

Jak przypomniał Kosiorek, materiały dotyczące wykroczenia drogowego J. Wałęsy wpłynęły do Komendy Powiatowej Policji w Sierpcu pod koniec lutego, jako wyłączone z prowadzonego przez sierpecką Prokuraturę Rejonową postępowania w sprawie wypadku w Stropkowie.

Zgodnie z procedurą – wyjaśnił Kosiorek – sierpecka policja 28 lutego wystąpiła, za pośrednictwem biura prewencji KGP i prokuratora generalnego, z wnioskiem do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego o wyrażenie zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej europosła za wykroczenie z art. 92a, czyli za niestosowanie się do ograniczeń prędkości określonych ustawą prawo o ruchu drogowym.

Od maja przed sierpeckim Sądem Rejonowym toczy się proces kierowcy toyoty, który odpowiada za nieumyślne spowodowanie wypadku J. Wałęsy. Tadeusz M. jest oskarżony o to, że wyjeżdżając na drogę zza stojącej na poboczu ciężarówki nie ustąpił pierwszeństwa motocyklowi kierowanemu przez J. Wałęsę, co doprowadziło do zderzenia obu pojazdów. W wyniku wypadku J. Wałęsa doznał poważnych obrażeń ciała.

Tadeusz M., któremu grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności, nie przyznaje się do winy. Jarosław Wałęsa, który podczas pierwszej rozprawy zeznał, że nie pamięta wypadku, domaga się od oskarżonego zadośćuczynienia w wysokości 100 tys. zł.
prezesica
PostWysłany: Wto 12:45, 28 Sie 2012    Temat postu:

Zgodnie z umową - pilnie prosimy o przesłanie nam info nt Wycieczki - Pielgrzymki
Prezes Zarządu Miejskiego PSD Koszalin - Krystyna Kasper
Danuta R.
PostWysłany: Pon 7:01, 20 Sie 2012    Temat postu:

Danuta Radwańska Vollus 18 sierpnia 17:36
W tej chwili wysłałam petycję do Prezesa Sądu Okręgowego : Oto ona :

Pan Prezes Sądu Okręgowego w Krakowie : Sędzia Niedźwiedź i Sędzia Słowik

P E T Y C J A

Żaden urząd , żadna instytucja , nie daje człowiekowi na tyle władzy by ten zapominając o tym że sam jest człowiekiem , poniżał ludzi , upokarzał i w ten sposób dowartościowywał swoje własne ego . Odwaga, przyznanie się do własnych błędów daje wiele satysfakcji . Nie tylko że pozbawia poczucia winy, ale często pozwala rozwiązać problemy spowodowane tymi błędami . Przyznanie się do błędów daje poczucie wyższości i szlachetności , poczucie że jest się lepszym . Kto tak napisał ?
Panie Prezesie , przecież i tak cała Polska wie , jakiego „ piwa nawarzyło sobie „ sądownictwo . I tak cała Polska wie , że to Wy stoicie za błędami , które wygenerowały desperację Pana Dr. Kękusia . Czy nie uważa Pan że nadszedł czas aby ten wizerunek zmienić ? To ja puszczam na wszystkie grupy na facebooku że Prezesi Sądu Okręgowego stanęli na wysokości zadania i zrozumieli że popełnili błąd ale umieli się do niego przyznać , a Pan Panie Prezesie wydaje nakaz usunięcia Pana Kękusia sprzed Sądu ? Czy nie pomyślał Pan o tym, że w chwili gdy Pan będzie jadł niedzielny rosół , ten człowiek z Waszej przyczyny, będzie głodował już ponad 20-ty dzień . Czy tak trudno jest wezwać tę osobę , porozmawiać z nią i wyjaśnić co powinna dalej uczynić ? PRZECIEŻ TO JEST KRZYK O POMOC !!!! Proszę zatem w imieniu wszystkich grup społecznych na facebooku , w tym także grup polonijnych uczestniczących w mojej grupie , czasem można zapomnieć o tym że jest się Sędzią , a być przede wszystkim człowiekiem . Nie powinien Pan potępiać Pana Kękusia , ale powinien postarać się go zrozumieć . Tylko ludzie mądrzy i tolerancyjni – ludzie wyjątkowi – potrafią to pojąć a przecież Pan do takich osób należy . Jeszcze raz proszę o spowodowanie rzeczowej rozmowy z Panem Kękusiem. Jeśli uchwała SN mówi wyraźnie że nie ma odsetek od kosztów , proszę mu to powiedzieć . Jeśli istnieje możliwość ( a istnieje) złożenia skargi na przewłokę postępowania , dotyczącą oddania mu w terminie jego pieniędzy – to on powinien o tym wiedzieć . Powinien też wiedzieć , że kwota odszkodowania której może teraz żądać za przewłokę postępowania , to górny pułap 20 tys. Na pewno zrozumiałby to i zastosowałby się do pańskich rad i przerwał zabójczą głodówkę . Wierzę jednak , że tak jak napisałam na FB jest Pan jednym z najlepszych Prezesów i uczyni co należy. Oczy całej Polski w tym momencie , będą zwrócone na Pana .

Administrator Grupy „ Sprawiedliwa Ojczyzna- walka z bezprawiem Sądów i Prokuratur „
Danuta Radwańska Vollus
kkk
PostWysłany: Wto 16:39, 07 Sie 2012    Temat postu:

Znowu Wajda i Wałęsa ukręcili lody na naiwnych. Na POcieszenie wszyscy naiwniacy będą się mogli chwalić znajomym że są producentami filmu o największym przekręcie XX wieku.
Zbyszko
PostWysłany: Pon 9:52, 23 Lip 2012    Temat postu:

Wszystko co w nazwie ma słowo POLSKA niszczy się na różne sposoby. PKP zastąpi za niedługo DeutcheBahn (ale tylko na tych dochodowych trasach, bo przecież DB nie będzie w Polsce pełnic MISJI). Pocztę Polską już zastepuje InPost, który już ma barwy i wzornictwo DeutchePost (w stosownym czasie pewnie Duetche zastąpi słowo In). W dobijaniu Poczty Polskiej pomagają korporacje, wysyłając korespondencję (z blachami lub notesami, by przesyłka mogła pójśc przez InPost). Więc jeżeli nie chcemy w Polsce okupacji niemieckiej to m.in pomagajmy Poczcie Polskiej wysyłając jak najwięcej zwykłych listów, pocztówek, kartek itp.
obserwator
PostWysłany: Pon 9:50, 23 Lip 2012    Temat postu:

Wiem, że nie na temat ale zobaczcie wybitny utwór, wiceprezesa Związku Literatów Polskich Stefana Jurkowskiego.

Narodowości tego pana nie wymienię z bo nie chcę się narażać na antysemityzm.

Nasza Polska Flaga to szmatka, Polska to chwasty i pomniki a my to śmieszne gołe stado, dumne i święte ze swojej klęski. Ręce opadają. Sami to dzieło oceńcie.

Znajdziecie to dzieło w książce pt. “Poezje wybrane”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza Warszawa 2010 rok, ISBN 978-83-205-5450-2, wiersz zamieszczony na stronie 98

Duma narodowa

z chorągiewkami
godłem
piosenką
buńczuczni odrębni polityczni
anachroniczni

wierzący w szmatkę
obrazek
amulet
gotowi umrzeć
za skrawek ziemi
na której tylko
chwasty i pomniki

w czapkach z piórami
śmieszne gołe stado
które pustoszy
swe łowne tereny

chciałoby zeżreć
i cały glob ziemski
dumne i święte
świętością swej klęski
Czytelniczka
PostWysłany: Pon 9:49, 23 Lip 2012    Temat postu:

“rządzący” Polską w rzeczywistości realizują jedynie scenariusze narzucane im z zewnątrz. Sami (wszelkimi dostępnymi metodami), próbują jakoś radzić sobie w tej sytuacji, nie dbając o faktyczny interes kraju i obywateli, zwłaszcza tubylczych.
Wystarczy porównać okres XX-Lecia międzywojennego, aby uświadomić sobie, że zmierzamy w odwrotnym kierunku, tj. nie budowy, a osłabiania Państwa Polskiego. Mam nieodparte wrażenie, że przygotowywany jest grunt do przyjęcia ludności żydowskiej, gdyby konflikt o ropę Bliskiego Wschodu okazał się dla nich klęską.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group