www.glikemia.fora.pl

Gość

Jeszcze więcej fotoradarów, jeszcze więcej grzywien, jeszcze wyższe mandaty. Pomóż ministrowi finansów, popełniając wykroczenia! Ratuj budżet!

Gość

Biały Bór – wciśnięte malowniczo między dwa jeziora pomorskie miasteczko – to centrum polskiego fotoradarowego zagłębia rozciągającego się między Słupskiem a Bydgoszczą. Tutejszy stacjonarny fotoradar został ustawiony na spadku drogi, w miejscu, gdzie ograniczenie prędkości wynosi 40 km/h. Nawet jeśli kierowca zdejmie nogę z gazu, może nie zauważyć, że auto toczy się z górki i przyspiesza. Zauważa to jednak fotoradar i uwiecznia na zdjęciu. To sprytne urządzenie należy do najlepiej zarabiających w Polsce i wyrosło na lokalną atrakcję turystyczną.

Dlatego niektórzy próbują nadać fotoradarowej sesji osobisty charakter. Jeden z młodych mieszkańców Białego Boru rozpędził się z górki na rowerze do 53 km/h. Został za ten wyczyn ukarany mandatem w wysokości 100 zł. Na tym by się skończyło, gdyby nie to, że cyklista był odziany jedynie w majtki na... głowie. Sprawa trafiła do sądu, który ukarał go 1000 zł grzywny. Sto złotych z mandatu powędruje więc na konto gminy (fotoradar postawiła straż miejska), a tysiąc z grzywny zasili budżet państwa.

Gość

Pomożecie?

Minister finansów Jacek Rostowski powinien pochwalić wzorową postawę zarówno rowerzysty, jak i sędziego. Zapisał bowiem w projekcie przyszłorocznego budżetu, że wpływy z grzywien, mandatów i innych opłat wzrosną z 16 do 20 miliardów złotych. To tylko trochę mniej, niż wpłacą w sumie do państwowej kasy z tytułu podatku dochodowego CIT wszystkie zarejestrowane w Polsce firmy. Owszem, sporą część z tych 20 miliardów mają przynieść „inne opłaty”, jak wpływy ze sprzedaży przez Polskę uprawnień do emisji dwutlenku węgla czy z przetargu na częstotliwości telekomunikacyjne. Jednak kary finansowe będą jedną z najszybciej rosnących pozycji po stronie wpływów.

Minister Rostowski szuka sposobu na przetrwanie kryzysowego roku 2013. Kombinuje, jak może, podobnie jak jego koledzy w całej Europie. Grecy chyba jednak zabiorą się do sprzedaży wysp (a pamiętacie, ile było hałasu, gdy wezwał ich do tego niemiecki brukowiec „Bild”?), z kolei prezydent Francji François Hollande chce obłożyć najlepiej zarabiających 75-proc. podatkiem dochodowym (już się zaczyna exodus za granicę najbogatszych Francuzów). Tymczasem Hiszpania podnosi VAT, drakońskie podwyżki danin szykuje rząd Portugalii, nieco mniejsze – Danii.

W Polsce resort finansów szuka dodatkowych dochodów gdzie indziej. Jacek Rostowski liczy na to, że Polacy od czasu do czasu dadzą się złapać na drobnym wykroczeniu. Jak patriotyczny cyklista z Białego Boru. Pomóc budżetowi może każdy, a z myślą o niezdecydowanych rząd wprowadza znaczące ułatwienia.

Gość

Nowa misja generała

Na przykład już w ubiegłym roku zapadła decyzja, że Inspekcja Transportu Drogowego (ITD) dostanie do wykonania nowe zadanie. Dotąd inspektorzy tej rządowej agendy, powołanej do pilnowania porządku na drogach, mieli dbać, żeby tras nie rozjeżdżały przeciążone tiry, a ich kierowcy nie spędzali za kółkiem więcej czasu, niż pozwalają przepisy.
Resort finansów zainwestował jednak w ITD 130 mln zł, za które kupiono między innymi 300 nowoczesnych fotoradarów potrafiących wychwycić kilka przekroczeń prędkości jednocześnie oraz 30 radarów do zainstalowania w nieoznakowanych radiowozach, i zatrudniono 300 osób do obsługi Systemu Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym. W ten sposób ITD stała się jednostką odpowiedzialną za zwiększenie dochodów budżetu państwa z mandatów drogowych.

Szefem ITD został policjant Tomasz Połeć, awansowany przy okazji na generała (właśnie dostał naganę za to, że kupionym do ścigania piratów drogowych autem jeździł do pracy).

– W Polsce już teraz jest za dużo instytucji z uprawnieniami do nakładania mandatów, choćby straż leśna czy wodna – zżyma się Antoni Duda, szef policyjnej Solidarności. – Nie rozumiem, dlaczego Inspekcja, która ewidentnie nie radzi sobie z realizacją podstawowych zadań, przejmuje kompetencje policji. To jednak nietrudno zrozumieć. W roku 2013 ITD ma zapewnić budżetowi państwa 1,5 miliarda zł dochodów, o 30 proc. więcej niż w 2012! To średnio 100 zł kary na każdy zarejestrowany w Polsce samochód!

– Wynika z tego, że państwo zakłada, iż wszyscy jesteśmy potencjalnymi przestępcami, i im więcej popełnimy wykroczeń, tym będzie lepiej dla państwa. To mocno dwuznaczne – mówi Włodzimierz Zientarski, znany dziennikarz motoryzacyjny i rzecznik interesu kierowców.
Podobnie uważa prof. Witold Orłowski, główny ekonomista polskiego oddziału firmy konsultingowej PwC: – Celem nakładania mandatów za przekraczanie prędkości powinno być podnoszenie bezpieczeństwa na drogach. Tymczasem gromadzenie przez budżet pieniędzy z mandatów stało się celem samym w sobie.

Dokładnie takie zarzuty dwa lata temu stawiała Najwyższa Izba Kontroli gminom, które ratują budżety fotoradarami ustawianymi wcale nie tam, gdzie mogłyby poprawić bezpieczeństwo, tylko tam, gdzie najłatwiej zaskoczyć kierowcę. Fotoradary w Białym Borze zarobiły w 2011 r. prawie 5 mln zł brutto. To ponad 20 proc. rocznego budżetu całej gminy!

Gość

Tanio już było
Ministerstwo Finansów korzysta z tych sprawdzonych rozwiązań. W wypadku budżetu centralnego w grę wchodzą nie tylko pieniądze z fotoradarów Inspekcji Transportu Drogowego, lecz także setki milionów z policyjnych mandatów.
Najaktywniej budżet państwa wspierają rowerzyści. To oni najczęściej dają się złapać na drobnych wykroczeniach, takich jak przejeżdżanie po pasach dla pieszych. O skuteczności polskiej policji przekonała się w sierpniu pewna Dunka, która jadąc rowerem po jednej z ulic w Krakowie, wjechała przednim kołem w szynę tramwajową. Wywróciła się i z rozbitą głową wylądowała w szpitalu. A tu policjanci dali jej do podpisania (ręką podłączoną do kroplówki) mandat na 250 zł za „spowodowanie zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego”.
Wpływy z policyjnych mandatów uzupełniają kary za zakłócanie ciszy nocnej, spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, palenie papierosów w knajpach czy przechodzenie przez jezdnię na czerwonym świetle. W sumie z mandatów budżet zgarnie w przyszłym roku około dwóch miliardów złotych, ale drugie tyle mają przynieść grzywny nakładane na obywateli i firmy przez sądy i izby skarbowe. Za samowolne posadzenie krzewu w niedozwolonym miejscu (na przykład zbyt blisko chodnika) można dostać 300 złotych, za grillowanie na balkonie – 1000, a za spóźnienie się ze złożeniem PIT skarbówka może nałożyć nawet 30 tysięcy złotych kary.
Do tej pory stan naszych finansów pogarszała niska świadomość sędziów, wśród których kary finansowe uchodzą za mało skuteczny sposób wymierzania sprawiedliwości. – Grzywny trudno wyegzekwować. Często, z konieczności, trzeba je zamieniać na kary zastępcze – mówi sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
Resort sprawiedliwości jednak doszedł do wniosku, skądinąd słusznego, że zapada za dużo kar bezwzględnego więzienia. Samo utrzymanie rowerzystów osadzonych za kratkami za jazdę pod wpływem kosztuje podatnika prawie 300 mln zł rocznie.
Dlatego nowy kodeks karny – który wejdzie w życie w 2014 roku – za lżejsze przestępstwa będzie przewidywał kary grzywny albo roboty publiczne. Jeśli sędzia będzie chciał wymierzyć karę więzienia w zawieszeniu, to będzie mógł do tego dołożyć grzywnę. To powinno zapewnić budżetowi przynajmniej kilkadziesiąt milionów złotych rocznie.
Znacznie dalej idące konsekwencje będą miały zmiany, które pilotuje w Sejmie Beata Bublewicz, posłanka PO, córka tragicznie zmarłego wybitnego rajdowca Mariana Bublewicza. Chodzi o sprawę uaktualnienia, jak to określa posłanka Bublewicz, stawek grzywien i mandatów. – Nie były zmieniane od 14 lat, trzeba je zwaloryzować, bo kary za wykroczenia i przestępstwa drogowe są tak niskie, że przestały już pełnić funkcję odstraszającą – mówi.
W myśl projektu wysokość wszystkich mandatów – od tych za 50 zł za przejście przez jezdnię na czerwonym świetle po te za 1000 zł na przykład za drastyczne przekroczenie prędkości – miałaby zostać podwojona. Także grzywny wzrosłyby dwukrotnie.
W Polsce rzeczywiście wysokość grzywien i mandatów jest stosunkowo niska. W Czechach czy na Słowacji kary za przekroczenie prędkości są średnio dwa razy wyższe niż u nas.
– Jeśli pieniądze z wyższych mandatów miałyby zostać przeznaczone na poprawę bezpieczeństwa, to warto byłoby to rozważyć, bo bezpieczeństwo powinno być priorytetem. Ale czy tak się stanie? – pyta Witold Orłowski.
To pytanie trzeba uznać za retoryczne.

Gość

GAMONIE NIE POTRAFIĄ AUTOSTRADY WYBUDOWAĆ !!! A RADARY IM IDĄ FANTASTYCZNIE....

Gość

Mamy tylko to , na co sie godzimy jako spoleczenstwo. Nie stac nas na solidarnosc narodowa aby sparalizowac pojazdami caly ten burdel jaki zrobili z naszej ojczyzny "milosciwie nam panujacy" Czy to takie trudne w dobie internetu ? A moze sie boimy ze beda do nas strzelac ? watpie .Przestanmy narzekac i robmy cos , pogonmy do diabla ta bande zlodziei....

Krzysztof · Gość

PO straszyła, że jak wygra Kaczyński, nikt nie będzie mógł spać spokojnie, bo służby będą pukać do drzwi o 6 rano i wyciągać z łóżek niewinnych obywateli. To teraz pukają o 22 i wyciągają z łóżka niewinne dzieci. To nowy pomysł na politykę prorodzinną?<<

Gość

co za banda gnojków,,,, siedzą na tych stołkach i nic ich nie obchodzi naród który ich wybrał,,,, rozdają sobie bez skrupułów taką kasę że ludzie muszą dwa lata pracować żeby tyle dostać,,,, słów brak patrząc na to wszystko,,,
gdzie jest premier ,czy widzi jak w dobie kryzysu jego dwór żyje sobie w luksusie,,,, skandal za skandalem kiedy to się skończy ,,,,,, bezczelny komornik bezkarnie okrada chorą starszą kobietę i jeszcze uważa ,że postąpił słusznie,,,

gdyby nie interwencja telewizji to kobieta została by sama z tym problemem,,,, bo wszyscy uważali że zaginięcie z konta 30,000 tysięcy to mała szkodliwość